Zima nas rozpieszcza, a właściwie jej brak. Stąd też sezon wspinaczkowy zaczął się w tym roku nadzwyczaj szybko! I choć skała jeszcze zimna, gdzie niegdzie zalega śnieg, po szczelinach leje się woda, bądź jeszcze niektóre chwyty trzeba odłupywać z lodu to doskonały czas na wbicie się w łatwe ryski i łojenie na własnej. Doskonały sposób by poćwiczyć trochę psychę :)
Odkrywam też nowy rejon, w którym zakochuję się - być może dlatego, że jest mega ciepło, wiosna na maksa, skała nagrzana - a być może dlatego, że jest to granit, asekuracja działa a ja jestem pod wielkim wrażeniem zacierania w szczelinach friendów a nie męczenia się z kosteczkami :) Tak czy siak polecam wszystkim, którzy kiedyś znajdą się w Karpaczu - Krucze Skały - można powiedzieć prawie w centrum miasta, niezawysokie ale sporo dróg, bardzo dobrze obitych, oraz wiele ciekawych rysek. Fakt, że spędziliśmy tam zaledwie kilka chwil - ale przez bardzo ograniczony czas pożeraliśmy łapczywie drogę za drogą.
Mój syn prawie całą "niby zimę" jeździł do Zimnego Dołu boulderować.
OdpowiedzUsuńhaha - no właśnie ta zima była bardzo dziwna - u nas w klubie wśród propozycji weekendowych można było wybierać między letnimi jaskiniami (te niżej położone zalane), nartami, wspinem - lodowym, tradycyjnym, boulderem w Czechach, rolkami, biegami i morsowaniem. Paleta letnio-zimowa - do wyboru do koloru!
OdpowiedzUsuńGratuluję przejść :)
OdpowiedzUsuńW granicie friendy bardzo fajnie siadają. Przekonałam się o tym wspinając się w Tatrach :)