...czyli człowiek nigdy nie uczy się na swoich błędach.
Co roku jest ten sam scenariusz - ruszają zapisy - na hurra decyduję się na start. Zaczynam biegać intensywniej - łapie mnie choroba, przez życie przewalają się życiowe katastrofy - budzę się na tydzień, dwa przed i stwierdzam - o damn... i po co??!!
A po to, by wyznaczać sobie kolejne wyzwania, by w myśl motto towarzyszącego mi przy pierwszym półmaratonie - co mnie nie zabije to mnie wzmocni, a jeśli przeżyję ten bieg to i przeżyję wiele więcej - udowodnić sobie, że chcieć to móc.
Zatem półmaraton tuż, tuż. Na szczęście zima w tym roku sprzyjała do pobiegania. Według endomondo na ostatnich 14 treningów przebiegłam 123 km i spaliłam o zgrozo - aż 13 hamburgerów! ;) Ta ostatnia statystyka dość mocno mnie rozbawiła.
Zatem za niespełna tydzień znów stanę na linii startu i będę się zastanawiać co tu robię. Na szczęście biegnie mnóstwo znajomych, co sprawia, że klimat na mecie i starcie jest na prawdę niepowtarzalny. W tym roku Speleoklub wystawił również swoją - dość liczną drużynę. Pechem jest, że jestem jedyną kobietą w teamie i niestety zaniżę trochę chłopcom wyniki - no ale!
Achh... i te endorfiny po doturlaniu się na metę - bezcenne! No ale nie mówmy hop! Hasło na ten rok podobnie jak w zeszłych latach - zdążyć przed czerwonym autobusem!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz