14 listopada 2011

zBaraniali - czyli rodzinnie na Baranią Górę


Kolejny pogodny weekend znów postanowiliśmy spędzić poza domem. Zupełnie tak, jakby wykorzystując tą ładną pogodę chcielibyśmy zmagazynować pozytywną energię i to słońce na całą nadchodzącą zimę (od razu zakładając, że będzie szaro-bura). Tym razem jednak połączyliśmy przyjemne z pożytecznym - zawieźliśmy babci, która przebywa obecnie na kuracji w Ustroniu kilka potrzebnych rzeczy, o które nas prosiła - a przy okazji zakwaterowaliśmy się na miejscu na cały długi weekend. Jako, że moi rodziciele też kochają góry - zwłaszcza tata, który ostatnimi czasy wyznacza sobie coraz to nowe szczyty do zdobycia, zorganizowałam dla nich z Bartkiem małą wyrypę górską. W jeden dzień Stożek, w drugi Barania - cudowna pogoda, bezchmurne niebo, szron w wyższych partiach gór. Z resztą zdjęcia podpowiedzą Wam same jak było. 


Kolejny raz przekonałam się, że tak niewiele trzeba, by ruszyć się z miejsca, zrobić coś mniej lub bardziej konstruktywnego by w pełni odpocząć, odstresować się, zaciągnąć haustem zimnego, świeżego powietrza. A góry jesienią są magiczne - pełne kolorów, nisko operujące słońce jaskrawo oświetla widok i rzuca długie, misternie pokręcone cienie.


Zapomniałam jeszcze napisać, że rodzice na tą wędrówkę zabrali mojego "brata" czyli usynowionego podczas kilku lat mojej nieobecności w rodzinnym gnieździe Yorka. Pies cieszył się oczywiście niemiłosiernie z tak długiego spacerku i wszyscy byliśmy pełni podziwu dla jego krótkich, włochatych łap tak żwawo pokonujących wszelkie napotkane przeszkody.


Trochę dużo zdjęć tu wyszło ale taka jest prawda, że żadnymi słowami nie da się opisać tego jak cudowna może być złota polska jesień.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz