1 października 2014

z buta na półmaraton - czyli VI Półmaraton Bytomski

Z górki i pod górę, z górki nogi niosą same ale pojawia się kolka, pod górę właściwie nie czuję nic.W słuchawkach rewelacyjna muzyka ale słysząc po każdym kawałku danke schon zastanawiam się, czy zespół jest z niemiec czy po prostu nagrania pochodzą z koncertu u naszych zachodnich sąsiadów. Później zaczynam rozkminiać czy przypadkiem jedna i ta sama piosenka nie jest zapętlona i leci w kółko to samo. Na numerze startowym zapisany mam numer do Kakusia - jak padnę i mnie znajdą to przynajmniej będą wiedzieć gdzie dzwonić. Pomijam fakt, że miasta w którym biegnę kompletnie nie znam!

Na półmaraton zapisujemy się oczywiście odpowiednio wcześniej. Nawet będąc jeszcze w Norwegii wybieramy się na kilka wybiegań pod hasłem - wielki plan treningowy na maraton poniżej iluś tam, a półmaraton normalnie w kwadrans. Oczywiście dalsze aktywności i rozwój wydarzeń powodują, iż bieganie jako sport (subiektywnie) nużący i nudny schodzi na szary koniec listy.

Startowi nie pomaga również kilka dni spędzonych w Lądku na Festiwalu Filmów Górskich, tym bardziej że bardzo ciężko nam się stamtąd wyjeżdża i ostatecznie zwlekamy się wcześnie rano w dniu zawodów z naszej uroczej "jamki" o trzykrotnie podwyższonym wskaźniku zagęszczenia osoby na metr kwadratowy, określonym normami w cywilizowanych krajach. Gdy dojeżdżamy do Bytomia, spod spuchniętych powiek widzę osoby już rozgrzewające się, w nozdrza uderza specyficzny zapach maści rozgrzewających i znów nasuwa się kultowe pytanie przy tego typu okolicznościach - co ja tu robię?!

W półmaratonie startują Wojtkowie oraz ja. Kakuś dzielnie towarzyszy nam w połowie biegu w ręce dzierżąc żel energetyczny, który idealnie nadaje się na trasę bytomskiego półmaratonu prawie górskiego :)
Bieg z czapy udaje mi się zaliczyć w czasie 1.56, co wprawia mnie w zwątpienie, bo czy przygotowuję się wcześniej do półmaratonu, czy nie czasy mam podobne. Grunt w moich treningach to chyba to bieganie po Tatrach z ciężkim plecakiem, wspinanie się i zbieganie znów do poziomu "0", bo innej opcji nie widzę.

Polecam start w Bytomiu, jakby komuś chodziło to kiedyś po głowie - dobry pomysł na turbo zwiedzanie miasta, fajna trasa z całkiem niezłymi przewyższeniami, doskonała organizacja (oooo np. taka nowość dla mnie: gąbki nasączone wodą których nie było ani w DG ani Sevilli) oraz mnóstwo kibiców na trasie - uśmiechniętych, wrzeszczących, przybijających piątki, pozdrawiających, dodających otuchy i siły! 


1 komentarz :

  1. Może się kiedyś zdecyduję, ale wcześniej przydałoby się to moje bieganie ciut ciut podciągnąć ;) Graty za start, pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń