To nieprawdopodobne jak można było przespać start maratonu, mieszkając w schronisku przed którym blisko pięciusetosobowa grupa biegaczy, przy ryku muzyki i agitacji prowadzącego całe zajście Heli, co sił w płucach odlicza 10,9,8,7... by następnie wystartować z jeszcze głośniejszymi okrzykami na ustach. No nic... trzeba mieć sen jak ja. Sen kamienny, sen niedźwiedzi. Z resztą na poddaszu Pasterki śpi się wybornie. Jest ciemno, chłodno, nikt nie chodzi, nikt nie przeszkadza. Z drugiej jednak strony, wieczorem, gdy za drzwiami, na poddaszu jest koncert czy impreza – człowiek może w niej uczestniczyć, leżąc w łóżku.
Zatem ruszyli. Poooooszli. Wybiegli. Przed nimi 21 km bynajmniej nie w zimowej scenerii. Pogoda przypomina tą bardziej marcową. Z ciężkimi chmurami burzowymi i przejaśnieniami na zmianę. O zimie daje tylko znać leżący gdzie nigdzie lód, który zresztą dosyć boleśnie daje o sobie znać biegającym. Ci mają do pokonania 1100 metrów podbiegów oraz 900 metrów zbiegu. Meta znajduje się w schronisku na Szczelińcu Wielkim. Nie ma łatwo – po całym biegu trzeba jeszcze wdrapać się mozolnie schodek po schodku na szczyt. Na górze tubalnym swym głosem i nieskończonymi pokładami entuzjazmu biegaczy wita... Hela. Najwyraźniej na potrzeby tego dnia opanował sztukę bilokacji.
Podczas gdy Wojtek oraz wielu znajomych biegnie ja krzątam się z kąta w kąt po Szczelince i jeśli ktoś potrzebuje mojej pomocy – pomagam. Trzeba przyznać, że organizacja tego typu imprez to ogromne przedsięwzięcie logistyczne, przy którym zaangażowanych jest wiele par rąk. Stąd i moje ręce po chwili są już wykorzystane – z Hercuniem dzielimy i rządzimy nagrodami przygotowując tasie dla zwycięzców poszczególnych kategorii wiekowych oraz zwycięzców w klasyfikacji open.
Po godzinie i 48 minutach na metę wpada zwycięzca, chwilę później jest już na dole, w Pasterce. Z godziny na godzinę w Szczelince robi się tłoczno, mnóstwo aut, ludzi, zgiełk. Jeśli o jakimś miejscu mówi się, że żyje jakąś imprezą – to trzeba zobaczyć jak to wygląda na miejscu, w Pasterce! 20 mieszkańców wioski i 20 razy tylu biegaczy razy osoby towarzyszące.
Wieczorne atrakcje to prelekcja Polskiego Himalaizmu Zimowego, opowieści o górach i wyprawach, bania i sauna przy schronisku oraz genialny koncert na poddaszu Pasterki. Jest klimat podobny do Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich – jest jeden główny temat przewodni – biegi górskie, zawody i mnóstwo atrakcji pobocznych. Trzeciego dnia, mijając się z tymi samymi ludźmi w drzwiach już ma się wrażenie, że się ich zna. Ciekawe, czy to zasługa organizatorów czy specyfika miejsca?
|
Bieg jest możliwością poznania pięknych zakamarków w tutejszych górach. fot. Łukasz Buszka |
|
Hela - jedyny w swoim rodzaju! fot. Piotr Dymus |
|
Takie okoliczności przyrody fot. Piotr Dymus |
|
fot. Piotr Dymus |
|
Start przespałam... fot. Łukasz Buszka |
|
Wojtek fot. Łukasz Buszka |
|
fot. Piotr Dymus |
|
logo fenomenalne! fot. Łukasz Buszka |
|
Zanim się jeszcze nie rozbiegli fot. Piotr Dymus |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz