22 kwietnia 2015

Pszczyńskie Spotkania z Przygodą

A właściwie pszczyńskie spotkania z psssszzzzzygodą jak przechrzciliśmy wnet nazwę imprezy. Na mapie wyrastających jak grzyby po deszczu festiwali górsko - podróżniczo wszelakich to już czwarta edycja imprezy. Żałujemy, że nie mamy na tyle czasu, by zostać na prelekcjach już od piątku do niedzieli. Właściwie docieramy w ostatniej chwili na naszą prelekcję. Na początku Maciej dostał zaproszenie do zaprezentowania naszych zmagań na Ojos del Salado. Rezygnujemy jednak z tego, gdyż poprzedzającą nas prelekcją są chłopcy z wyprawy, która nie dość, że działała niemalże w tym samym miejscu (bo rzut beretem od nas w Andach, na Atacamie, na szczycie na który co dzień patrzyliśmy) to jeszcze deptają nam po piętach i są o dzień, dwa za nami. Chodzi o wyprawę idącą po  rekord świata w nurkowaniu na wysokości, co z resztą udało im się dokonać.

Zmiana tematu na Sail and Ski była słuszna, bo znużylibyśmy widownię tymi samymi widokami i opowieściami. Maciej i Wojtek pokazali zdjęcia, filmy z Norwegii ukraszone żartami i anegdotkami jak to oni potrafią. 

W szalonym pędzie udaje mi się przejść jeszcze przed nocą przez starówkę kierując się w stronę zamku i przepięknych ogrodów. Nie ma co się rozpisywać, kto nie był szczególnie polecam odwiedzić miasto, absolutny must see!



Zamek w Pszczynie


Los Celebritos w swoim żywiole












18 kwietnia 2015

VIII Półmaraton Dąbrowski

Scenariusz jak co roku - ruszają zapisy, ochoczo klikam enter by znaleźć się na liście startowej, maksymalnie przedłużam płatność -w razie jakby mi się odwidziało, namawiam innych, dni lecą... aż na raz staję na mecie i zastanawiam się co ja tu robię.

Do tegorocznego półmaratonu po raz kolejny mało co się przygotowuję. W tym roku wymówką jest spędzenie miesiąca w rozjazdach, jak co roku zbyt krótki dzień i za długa noc by samotnie biegać nie wiadomo gdzie oraz... pewnie wiele innych. Właściwie poza wybieganiem w Norwegii i dwoma treningami na miejscu, z których najdłuższy miał 10 km, był mega trudny ze względu na śnieg i silny mordewind, nie biegam wcale. Niewątpliwie w tym roku kluczem do zwycięstwa okazały się czerwone krwinki buzujące w krwi po wakacjach na ponad czterech tysiącach metrów.

Na starcie stajemy z Wojtkiem prosto z imprezy w Pasterce, zdążamy na 15 minut przed odliczaniem. Szybkie zdjęcia z drużyną klubową i start!
Pogoda jest wręcz idealna, biegnie się doskonale do... 15km. Później jest już tylko gorzej. Nie działa przyjęta taktyka do 14 km,18 km a później byle do mety. Mięśnie jak z cegły ale cóż... trzeba biec, byle do mety!

Na ostatniej prostej daję z siebie wszystko! Ostatnie kilometry były ciężkie - specyfika trasy w Dąbrowie pozwala na szybki start, natomiast koło 17 km zaczynają się schody - dosłownie i w przenośni. Najpierw wiadukt z krótkim, acz ciężkim podbiegiem a później stopniowy wyczerpujący podbieg do Parku Hallera i w miejscu gdzie trzeba ostro finiszować - golgota! Podbieg koszmarny. Ostatnie 30 metrów prostej daje jakąś możliwość do rozwinięcia skrzydeł.

Ostatecznie na metę wpadam z czasem 1h51 co daje mi 11 miejsce w mojej kategorii wiekowej oraz 32 miejsce wśród kobiet. Tak dobrze jeszcze nie było! Pobiłam swój dotychczasowy rekord o trzy minuty. Wojtek dobiegł w godzinę 38. Doskonale spisali się również chłopcy ze Speleoklubu. Wykręcili rewelacyjne czasy, które zapewniły nam 6 miejsce w klasyfikacji drużynowej.

I podobnie jak z wakacjami, że pod koniec jednych myśli się już o drugich - zastanawiam się w jakich zawodach wystartować teraz...?


Tuż przed startem - część ekipy z Panem Prezydentem

Tuż po finiszu - cała ekipa z Panią Prezes :)


17 kwietnia 2015

Ålesund


Ålesund to urokliwe miasteczko portowe położone nad Störfjordem w rejonie Møre og Romsdal. 

Szczególnie urzekł mnie park znajdujący się na wzgórzu Aksla górującym nad miastem. Liczne ścieżki idealne do biegania, co oczywiście wykorzystaliśmy w naszym treningu przed półmaratonem, oświetlone alejki, absolutnie urokliwie zlokalizowane nad klifami ławeczki. Z licznych tutaj punktów widokowych, a właściwie to całe wzgórze powinno zostać nazwane punktem widokowym roztacza się przepiękny krajobraz – morze, fiordy, wyspy oraz ośnieżone szczyty jak okiem sięgnąć po horyzont. Pierwszy raz żałowałam, że nie wzięłam ze sobą na trening telefonu. Z całą pewnością była to najpiękniejsza trasa biegowa i najpiękniejszy trening mojej karierze biegowej!

Warto również w Alesund poszwędać się ot tak, bez celu. Miasto jest bowiem perłą architektury secesyjnej. Wartym odwiedzenia jest również oceanarium.

Hi Ocean One w Alesund

Z kutrów rybackich kupić można świeże ryby

Miasto jest urokliwe

...a przesterzeń miejska harmonijna i czysta

Uliczki starego miasta zachęcają do spacerów

A nad całością górują ośnieżone szczyty

Beton nie przeszkadza, by w jezdni (!!) dalej rosły drzewa

Zachód słońca w porcie

Alpy Sunnmøre i norweskie fiordy

Alpy Sunnmøre to spektakularny masyw górski zdający się jakoby wyrastać wprost z fiordów strzelając 1000 metrów w górę niemalże pionowymi ścianami. To połączenie krajobrazu morsko-jezierno-górskiego. Jak to precyzyjnie zostało określone podczas rejsu – to tak jakbyśmy pływali jachtem po Morskim Oku albo Czarnym Stawie w Tatrach! I tak jest! Góry niczym nasze Tatry, Alpy – surowe, skaliste i strzeliste.

Fiordy w tym miejscu sięgają do 300 metrów głębokości. Płyniemy zaledwie 10 metrów od ściany a echosonda pokazuje nam imponującą głębokość kilkudziesięciu metrów. To zaprawdę imponujące! 

Od lutego do czerwca góry te są celem miłośników freeride’u oraz skitu ringu. Szczęśliwie są tu także tereny o łagodniejszym ukształtowaniu idealne do pieszych wędrówek, narciarstwa biegowego czy jazdy konnej. Okoliczne fiordy, rzeki i jeziora to także znakomite miejsce dla wędkarzy.

Fiordy są symbolem Norwegii. Jednym z najpiękniejszych jest wąski i stromy Geirangerfjord. Mimo ciasnych przewężeń jego głębokość pozwala wpłynąć tu pełnomorskim statkom! 

W 2005 r. wraz z Nærøyfjordem otrzymał on od National Geographic laur najlepiej na świecie zarządzanego miejsca światowego dziedzictwa UNESCO. Małą wioska Geiranger, wszakże o tej porze roku jeszcze wymarła tętni życiem w sezonie. Cumując nasz jacht w marinie wybieramy się na spacer na górujące nad miasteczkiem wzgórze w celu odnalezienie atrakcji turystycznej - Flydalsjuvet – znajduje się tutaj taras widokowy, z którego panoramę fiordu podziwiała norweska królowa Sonja oraz kultowa wywieszona skała, sławna niczym Preikestolen, Kierag czy Trolltunga. W drodze powrotnej zwiedzamy jeszcze widowiskowy, ryczący wodospad Storseterfossen.

Geirangerfjord to również urzekające wodospady spadające z pionowych kilkusetmetrowych ścian - 
De Syv Søstre (Siedem Sióstr). O tej porze roku niestety tylko lekko ciurczą bądź są związane jeszcze lodem.

Zdecydowanie jednak większe wrażenie wywarł na nas fiord Hiorundfjorden. Ze wszech stron otoczony wysokimi górami, z których żlebów śnieg sięga po taflę niczym nie zmąconej wody. Góry odbijają się w tafli wody a człowiek traci pojęcie przestrzeni - jest gdzieś zawieszony w jakiejś magicznej krainie. 



Stranda fot. M.Sokołowski
Stranda fot. M.Sokołowski
Stranda fot. M.Sokołowski

Wodospad Siedem Sióstr fot. M.Sokołowski


Geirangner fot. M.Sokołowski

Droga Orłów, Geiranger Fiord

Alesund fot. M.Sokołowski

Geiranger fot. M.Sokołowski

Hiorundfjorden fot. M.Sokołowski

Stranda fot. M.Sokołowski

Geraignerfiord

Hiorundfjorden 
Impresje wodne - Hiorundfjorden

Raj na ziemi Hiorundfjorden


 

16 kwietnia 2015

Sail and ski - Norwegia

To nic innego jak połączenie żeglarstwa z narciarstwem. W największym możliwym skrócie oczywiście. 
Pierwsze moje skojarzenia dotyczące połączenia tych dwóch tak odmiennych, abstrakcyjnych dziedzin, żywiołów wody i ziemi były zachowawcze: ale jak to tak? Nie będzie zimno? Gdzie suszyć te rzeczy? Jak to jeździć na nartach… skoro się jeździ na nartach to musi być śnieg, musi być zimno – to na fiordach będą kry lodowe? Życie zweryfikowało, że absolutnie tak nie jest, a my nie jesteśmy pierwszą, ani nie ostatnią załogą która na jachcie przemierza fiordy w celu poszukiwania najlepszych destynacji narciarskich. Na termin naszego wyjazdu wybieramy koniec marca, bowiem jak się okazuje sezon narciarski w Norwegii trwa pół roku, a najpopularniejszym okresem jest marzec i kwiecień, dni są już dłuższe, a temperatury wyższe.

Nasz jacht Hi Ocean One czeka zacumowany na nas w przeuroczej miejscowości Alesund. To liczący 20 metrów długości, będący w stanie pomieścić w komfortowych warunkach 17 członków załogi, przepiękny jacht. Mieliśmy okazję pływać już nim po norweskich wodach latem. Jacek kapitan, głównodowodzący i sprawca całego zamieszania to człowiek o ogromnej pasji, wiedzy żeglarskiej i jeszcze większym doświadczeniu. Pod jego skrzydłem czujemy się bardzo bezpiecznie.

Do Norwegii, do Alesund docieramy Wizzairem całą ekipą, z którą spotykamy się na gdańskim lotnisku. Bagaży co niemiara, ich ilość potęgują torby ze sprzętem sportowym – nartami, deskami, wędkami oraz jedzenie z Polski, bo na miejscu ceny są zaporowe! 

Plan zakłada rejs po najpiękniejszych fiordach okolic Alesund i odnalezienie odpowiednich miejsc na wycieczki na nartach skitourowych. 

Zainteresowaliśmy się głównie fiordami: Storfjorden, gdzie docieramy do Strandy i zostajemy tu na dwie noce, Geirangerfjordem, któremu trzeba poświęcić osobny opis oraz Hiorundfjorden, który kładzie dotychczasowe atrakcje Norwegii na ramiona! 

Stranda jest narciarskim rajem na ziemi, który niestety w pierwszy dzień turowania jawi nam się bardziej jako piekło, ze względu na ciężkie warunki śnieżno-pogodowe. Stranda, jest podobnież najlepszym ośrodkiem narciarskim dla miłośników off-piste. Strandafjellet dysponuje 7 wyciągami, w tym gondolą oraz 17 trasami zjazdowymi i nieskończoną możliwością freeridów, jako że góry stanowią swoisty poligon wolny od drzew, co za tym idzie bezpieczny dla nowicjuszy. Cena 10-wjazdowego karnetu to bagatela 350 złotych.

Wykorzystujemy wyciągi jako start do dalszych wędrówek zwiedzając na nartach skitourowych pobliskie szczyty. Pogoda dopisuje, w nocy spadł świeży śnieg pokrywając delikatną pierzynką lodową, ubitą i twardą warstwę z jaką mieliśmy do czynienia jeszcze wczoraj.

Kolejnym rejonem jaki zwiedzamy z zamierzeniem skitourowym jest miejscowość Saebo przy Hiorundfjordem. Otoczona zewsząd górami miejscowość, z absolutnie zapierającymi dech w piersiach widokami nie jest jednak dla nas łaskawa. Serwuje nam potężny opad śniegu, który uniemożliwia prowadzenie jakichkolwiek akcji. Wszakże wychodzimy w góry, ale bardziej niż miłą wycieczkę, spacer ten przypomina cyrk straceńców. Tu i ówdzie na południowych zboczach, po rozwianiu chmur i mgły pojawiają się liczne osuwiska i mini lawiniska. Jedno jest pewne – warto tu wrócić, by choćby zdobyć najpopularniejszy w okolicy szczyt – Slogen 1564 m n.p.m.

Jacht podczas wyprawy jest dla nas schronieniem, mobilnym hotelem, środkiem transportu, oraz miejscem gdzie w niepogodę wspólnie spędzamy czas. Norwegia natomiast o tej porze roku zaskakuje zmienną pogodą - od ciepłych dni po na prawdę chłodne i przenikacjące wilgocią. Mimo wszystko to właśnie śnieg i wczesna wiosna podkreślają niedostępność, odosobnienie i dzicz odwiedzanych przez nas miejsc. Tu na prawdę można wypocząć, a czas biegnie swoim rytmem.

śnieg sięgał samych fiordów


HiOceanOne na zimnych wodach północy


mieliśmy wrażenie, jakbyśmy pływali po Morskim Oku albo Czarnym Stawie, a nad głową wznosiła się ściana Kazalnicy
a woda odbijała krajobraz tworząc niespotykane iluzje

skały, ściany, góry...
nie zabrakło wędkowania
i w końcu to, po co tu przyjechaliśmy...

śnieg, słońce, góry, włóczęgi skitourowe z widokiem na fiordy

czyli białe szaleństwo (fot. M.Sokołowski)

Sail and ski w pełnej krasie

Sail and ski - part II - suszymy się


13 kwietnia 2015

Skitoury - Romanka, Rysianka, Lipowska

Okolice Pilska to doskonałe miejsce i mekka dla freeriderów, turowców i wszelkiej maści miłośników zimowych atrakcji. Piękne widoki, jakie roztaczają się na Tatry, Babią, Fatrę przy dobrej pogodzie, dostępność schronisk i warunki śnieżne, gdy na niższych okolicznych górach mało co się ostało sprawia, że destynacja jest bardzo ciekawa.

Długo nie odpoczywamy po powrocie z Norwegii, długo z resztą nie napawamy się też świąteczną atmosferą. Na dobitkę słysząc o dobrych warunkach turowo/freeridowych ruszamy w drugi dzień świąt na jedną z piękniejszych tur w tym sezonie. Łącznie 13 km, zjazdy w idealnym puchu, zmienna jak na wiosnę pogoda - od całkowicie niebieskiego nieba po przewalające się chmury śniegowe. Jedno jest pewne - po takiej dawce endorfin i wysiłku bez skrupułów można znów zasiąść do świątecznego stołu.