30 lipca 2013

Trailer wyprawy Maxibiotic Challenge SDG 2013

Przedstawiam trailer filmu z naszej wyprawy Maxibiotic Challenge SDG 2013 - by Docent & Monika. Chwała im za to! Czekamy z niecierpliwością na pełnometrażową produkcję!






Tatry o zachodzie słońca

Po tym fatalnym acz w swoim nieszczęściu - szczęśliwym zakończeniu akcji jaskiniowej w Nad Kotlinach zmierzamy na Polanę Rogoźniczańską w promieniach zachodzącego słońca. Trawersujemy grań wśród traw i jagodzin, w miejscach gdzie mimo natłoku turystów nie ma nikogo (to niewątpliwie również jeden z uroków taternictwa). Szlaki już opustoszałe i aż dziw bierze, że nie ma tu nikogo kto w tym właśnie spokoju, ciszy i bezludziu kontemplowałby to prawdziwe piękno gór. Tu i tam kozice, szumiące trawy, gra światła i zapachy...
Do czasu kiedy nie zeszliśmy do lasu, pociemniało, a mnie (człapiącą swoim tempem za Agą i Arkiem) w ciemnym lesie nie dopadły przemyślenia o niedźwiedziu...lub lepiej niedźwiedzicy z małymi!






29 lipca 2013

Jaskinia Nad Kotliny i akcja TOPR

Jaskinia Nad Kotliny ewidentnie nie jest nam pisana. Tym jednak razem jest progress - docieramy pod otwór, nawet udaje mi się zjechać zlotówkę, gdy...

rest przed otworem

Na akcję wyruszamy wcześnie rano. Chcemy uciec przed duchotą dnia, koszmarnymi upałami i podejściem przez Kobylarz w pełnym słońcu. Dzielimy się na ekipę szturmową, której celem jest zejście do dna jaskini, oraz na nazwijmy to "lajtową" która dociera do suchego biwaku i pomaga deporęczować metry lin zostawionych w jaskini. Zeszłotygodniowa akcja mimo chęci nie powiodła się, ale udało nam się zostawić w depozycie liny na dalsze poręczowanie Nad Kotlin. Stąd też w tym tygodniu ruszamy z pełnym sprężem i ambitnymi planami.

wskakujemy w kombajny
Na grań docieramy po niespełna 3 godzinach marszu, uzupełniamy zapasy wody w Źródle Ratuszowym i docieramy do ekipy, która już wskakuje w kombinezony i szykuje się do zejścia. Pogoda i widoczność są doskonałe. Jak nigdy tutaj nie wieje wiatr, jest spokojnie, a słońce tak grzeje, że właściwie ciężko wyobrazić sobie, że trzeba wskoczyć w polarowe wnętrze, zewnętrzny kombinezon, cały niezbędny szpej i wleźć do jaskini, gdzie zimno, mokro i ciemno.




12 osób jest już przede mną w jaskinii, jadę jako przedostatnia gdy nagle z dołu dobiega mnie informacja mrożąca krew w żyłach - abyśmy zostali na linach bo nasz znajomy miał wypadek i nie wiadomo, czy nie trzeba będzie uciekać szybko do góry by powiadomić TOPR. Od tej chwili każda minuta dłuży się i wydaje się jakby była wiecznością. Z dołu cisza, żadnych informacji a my zawieszeni na 80 metrowej studni patrzymy to w dół w jej bezkres, to w górę . W końcu nie mając żadnych informacji zjeżdżamy na dół. Jak zza światów słychać głosy - znak, że nie idą dalej i coś się dzieje. Dzielimy się zatem - idę sprawdzić co dokładnie się zdarzyło i czy faktycznie potrzebujemy wzywać ratowników - na miejscu zostaje dwójka znajomych, by w razie czego wywspinać szybko do góry studnię zjazdową i zawiadomić ratowników.

Niestety po pokonaniu kolejnej studni i dojściu do kolegi dowiaduję się, że nasz znajomy spadł z 6-7 metrowego prożka, jest przytomny ale nie może wstać. Zostają z nim Aga, Krzysiu i Falcon, którzy przez cały czas do chwili dotarcia TOPRowców ogrzewają Darka, rozmawiają z nim, sprawdzają czy nie doszło do większych obrażeń. W międzyczasie Madzia z Jamalem informują resztę ekipy o wypadku i dalsza akcja jaskiniowa zostaje zaprzestana.

wyciąganie noszy z otworu

O 13:40 Arek jest już przy otworze i wzywa TOPR. To było najszybsze wyjście, niemalże sprint. Na powierzchni uprzątneliśmy miejsce przy otworze, zrzuciliśmy kombinezony, odnaleźliśmy plecak Darka pozostając w kontakcie z ratownikami. Już po niespełna godzinie zbliża się do nas śmigłowiec. Przyjmujemy go umówionymi znakami - choć i tak pewnie nasze kolorowe ubrania odróżniają się idealnie poza szlakiem pośród hal. Dźwięk śmigła w Tatrach nieodmiennie powoduje gęsią skórkę i dreszcz na plecach. Niestety tym razem lecą do nas...


nasz kolega otoczony jest fachową opieką TOPRowców

Podsumowując akcję brało w niej udział 23 ratowników, z czego większość odwaliła kawał dobrej, na prawdę dobrej roboty zakładając pod ziemią systemy do wyciągnięcia noszy z poszkodowanym kolegą. Trzeba dodać, że warunki w jaskiniach nie należą do najkorzystniejszych. Pozostając w bezruchu człowiek szybko się wychładza. Stąd też zanim zaczęto transport zapewniono im wszystko co niezbędne i co daje jakiekolwiek ciepło. Począwszy od ogrzewaczy, namiotu, skończywszy na podaniu ciepłego napoju. Po niespełna czterech godzinach z jaskini wyłania się znajoma twarz - obolała ale uśmiechnięta. Rozmawiamy z Darkiem - widać że jest w szoku, zdezorientowany ale świadomy tego, co się stało. TOPRowcy jak mrówki uwijają się z wyciąganiem całego sprzętu z jakini, ale zanim to zrobią kolejny raz podlatuje do nas śmigłowiec, gdzie na wyciągarce na pokład wciągane są nosze z ratownikiem. Darek trafia do szpitala w Zakopanem, gdzie jeszcze tego dnia w nocy jedziemy go odwiedzić.

desant ratowników ze śmigłowca
Tak zwane szczęście w nieszczęściu, że nic Darkowi się nie stało. Fatalnie pomylił zejścia - i zamiast wbić się w zaporęczowany trawers prowadzący do zjazdu poszedł narzucającą się drogą na wprost, gdzie niestety prawdopodobnie próbując schodzić poślizgnął się i poleciał. Na pewno każdemu z nas, jakkolwiek nie próbowaliśmy odreagować tej akcji głupimi żartami czy śmiechem, ten wypadek dał wiele do myślenia. Mieliśmy okazję porozmawiać również z TOPRowcami na temat ich akcji ratunkowych - co tu dużo mówić - raporty na ich stronie sugerują, że akcje ratunkowe w jaskiniach są bardzo sporadyczne, należą jednak do jednych z cięższych ze względu na wielogodzinne, wyczerpujące, długie akcje w skrajnych acz stabilnych warunkach.



w akcji brało udział 23 ratowników

W tym miejscu jeszcze raz chciałam napisać, że akcja została przeprowadzona błyskawicznie, z pełnym poświęceniem i profesjonalizmem za co serdecznie, serdecznie dziękujemy i mamy nadzieję, że mimo wszystko w podobnych okolicznościach już nie będziemy musieli się spotykać.

A jeśli jest jeszcze ktoś, kto czytając tego posta zastanawia się czy zna numer do TOPR proponuję od razu zapisać - 601 100 300 bądź 985.

przerażający dźwięk odbijający się echem od skał


 Podsumowanie naszych zmagań w Nad Kotlinach - mnie ten cave nie podoba...


23 lipca 2013

Stoły w Tatrach


Geriatrycy w Tatrach – czyli o niedzielnej chilloutowej wycieczce na stoły…


Po wczorajszym niezaspokojonym sprężu, mimo że na dziś były ambitne plany postanowiliśmy rozłożyć je trochę w czasie a dziś po prostu odpocząć i skorzystać z doskonałej pogody, która o złośliwości rzeczy martwych nie mogła zawitać wczoraj. Dziś znowu wbijamy do Kościeliskiej, znów mijamy tłumy turystów nie dziwiąc się skąd biorą się kosmiczne statystyki TPN co do odwiedzających Tatry turystów. Za Starym Kościeliskiem, czyli pozostałościami po hutniczej osadzie w tym miejscu odbijamy na niebieski szlak prowadzący na Stoły. Czymże one są? 



Polana na Stołach to urokliwe miejsce, wysokogórska polana skąd roztacza się cudowny widok w kierunku Tatr Zachodnich, Doliny Kościeliskiej, Giewontu, Czerwonych Wierchów – idealne miejsce na popas, popołudniową drzemką, słodkie nicnierobienie na kocu, czytanie książki bądź długie rozmowy… Stoły dawniej były użytkowane pastersko, była to część Hali Stoły. Znajdowało się na niej kilkanaście szałasów, z czego na chwilę obecną pozostały tylko trzy.

Zbłąkany baca pod szałasiskiem cekający na łowiecki

Ekipa geriatryków na niedzielnym spacerze

Rzut okiem na Dolinę Kościeliską

Na Wyżniej Kirze Miętusiej tłumy, tłumy, dzikie tłumy i tumany kurzu

A na zakopiance tłumy, tłumy dzikie tłumy wracające do domów z weekendu

Jaskinia Nad Kotliny


Wypatrując przejaśnienia - w tle bezludny jak nigdy Giewont

Jaskinia Nad Kotliny należy do największego w Polsce systemu jaskiniowego Wielkiej Śnieżnej o długości bagatela 23 723 m długości oraz 824 metry deniwelacji.

Wielka Śnieżna to najgłębsza i zarazem najdłuższa jaskinia Polski i Tatr (także słowackich). Wybitnie pionowy charakter, rozmiary studni (Setka, Wielka Studnia) i praktycznie niespotykana w Tatrach obecność aktywnych ciągów wodnych w sporej części korytarzy stawia tę jaskinię na szczególnym miejscu. Tutaj rodziło się prawdziwe taternictwo jaskiniowe i tutaj do dziś przechodzą swój pierwszy wielki chrzest nowe pokolenia polskich grotołazów. Jaskinia Wielka Śnieżna jako jedna z niewielu w Tatrach stanowi pole intensywnych poszukiwań odkrywczych. Mimo tego, że w prawie każdej tatrzańskiej jaskini istnieją szanse dalszych odkryć, to nagromadzenie problemów eksploracyjnych jest w tutaj szczególnie duże. Świadczą o tym olbrzymie odkrycia wrocławiaków w Galerii Krokodyla, Przemkowych Partiach i Partiach Za Kolankiem, warszawskie za Syfonem Marzeń, w Partiach Amoku i Animatorów, czy ostatnio bielskie w Wielkiej Litworowej, wskazujące na to, że większość niespodzianek tej jaskini czeka jeszcze na swoich Kolumbów. Praktycznie co roku jaskinia powiększa się o przynajmniej kilometr nowych korytarzy.

Słynny Kobylarz

Korzystając z okazji, że letni kurs tatrzański z naszego klubu rzucił sznurki aż po Studnię z Mostami, a dwa kolejne zostawił w dziurze i znaczy to, że nie musimy aż tyle targać na plecach by dojść do naszego celu – Suchego Biwaku, po naradzie bojowej w klubie podczas czwartkowej nasiadówy postanawiamy sformować szyki, wziąć niezbędny sprzęt i ruszyć.

Plecaki nie są wcale takie lekkie...

Sobotni spręż opadł w momencie, gdy podczas śniadania nad polaną Rogoźniczańską przetoczyły się ciemne chmury niosąc ze sobą ulewny deszcz. Wszakże taki opad nie zaleje nam jaskini wpływając na nasze bezpieczeństwo ale dygać pod górę z plecakami w taką zlewę, wchodzić przemoczonym i zmarzniętym do jaskini i co gorsza po kilkugodzinnej akcji wyjść z niej i znów wkładać te mokre rzeczy – o nieeee!


Czekając na ustąpienie mgieł.

Z dwugodzinną obsuwą – kiedy to przestało padać, zwinęliśmy brakujące do poręczowania liny, zabraliśmy szpej wkraczamy do Doliny Kościeliskiej, pękającej w szwach od turystów. Swoja kroki kierujemy na Przysłop Miętusi (czarny szlak – Ścieżka nad Reglami), gdzie po krótkim odpoczynku i wypełnieniu ankiety dla TPN’u kierujemy się naszym ulubionym niebieskim szlakiem w stronę Czerwonych Wierchów po drodze mijając historyczny już Kobylarz – czyli miejsce, gdzie z ciężkimi, wypakowanymi szpejem plecakami trzeba podnosić nogi na stromych stopniach niemalże po sam pas… W Żlebie Kobylarzowym znajdują się również łańcuchy, które są nie lada atrakcją wśród zupełnie tym faktem zaskoczonych turystów.


Sweet focia musi być - to już klasyka!

Ach te widoki...

Po czterech godzinach walk i przestojów zwanych popasami, podczas których narodziło się hasło wyjazdu – stajemy na trawiastych, pochylonych zboczach Czerwonego Grzbietu ze wzrokiem jak sroka w gnat wpatrzonym przed siebie i… where the fuck is Nad Kotliny? Mgła jak mleko, temperatura spadła spokojnie o jakieś 20 stopni, kłęby chmur przewalają się przez grań a my idziemy w to mleko z równie mglistym pojęciem gdzie znajduje się otwór.

To powinno być gdzieś tutaj...

Nasze blisko dwugodzinne poszukiwania zaczynamy od rozdzielenia się – jedna osoba przy plecakach współpracująca z resztą na zasadzie echolokacji oraz trzy przeczesujące kawalkadą pobliski teren, gdzie wcześniejsza akcja specjalnie nawet zostawiła nam kolorowy wór, byśmy bez trudu dotarli do otworu. Po godzinie poddajemy się i z równie sporym zasępieniem siadamy na plecakach i zmęczeni, przemarznięci tępo patrzymy przed siebie czekając aż chmury choć trochę się rozejdą. Niestety nic nie wskazuje na to, że pogoda się polepszy, mimo że w dali przebija się słońce i widać, że pułap chmur zaczyna się od jakiegoś 2000 metra npm. 

To może usiądźmy i poczekajmy aż się przejaśni...

Udajemy się w drogę powrotną zrzuciwszy trochę depozytu na przyszły tydzień i po blisko 3 godzinach docieramy do bazy. Bilans dnia dzisiejszego: zmęczeni, przeżywszy niemalże zimową i letnią porę w jeden dzień, dziewięć godzin w górach i właściwie nic nie zrobione – czyli miły acz męczący spacer po Kobylarzu. Za tydzień powrót!

I znów Kobylarz... i za tydzień znów znów...

Łańcuchy jako największy extreme dzisiejszego wyjścia...


22 lipca 2013

Polana Rogoźniczańska


Polana Rogoźniczańska, oddalona od zgiełku Doliny Kościeliskiej, zlokalizowana przy wyjeździe z Kościeliska, za wszelkimi zabudowaniami po prawej stronie jadąc w stronę Chochołowa to urokliwe miejsce, obozowisko taternickie, gdzie głównie ciągną grotołazi ze względu na bliskość jaskiń. Z polany korzystać mogą osoby zrzeszone w PZA (ze zniżką) oraz w federacjach należących do UIAA oraz wspinacze niezrzeszeni. Niewątpliwie plusem, który miło mnie zaskoczył była prowadzona przez PZA tzw. akcja junior, czyli trzyletni amnestia czyt. 50% opłaty za nocleg – co daje w sumie jakieś 8 zł za noc w naprawdę komfortowych warunach.


W Tatrach funkcjonują dwa tego typu obozowiska, w środowisku zwane taborami -  na Polanie Szałasiska oraz na Rogoźniczańskiej.


Namioty na drewnianych podestach, wiata skupiająca wieczorami życie obozowe, zaplecze sanitarne z dwoma prysznicami (już nie trzeba stać w kolejce, a nawet na letnim obozie wpadli na patent, z którego prysznica korzystać i w jaki sposób, by na kark lała się ciepła a nie przerażająco zimna woda.

16 lipca 2013

gdzieś na szczycie góry wszyscy razem spotkamy się


Gdzieś daleko i bardzo wysoko, gdzie zwykły śmiertelnik nie stąpa tam nogą, gdzie spokój, harmonia i natury zew, gdzie słychać szum drzew i ptaków śpiew. Wchód słońca pada na twarz, wypełnia twą duszę, którą ciągle masz. Wydaje się tobie, że te uczucie już znasz ale, ono wcale nie jest ci znane.


Chociaż było pisane i pisane też jest nam, tak że wszyscy się spotkamy, więc nie będziesz już sam. Spotkasz ludzi których tak bardzo kochałeś, choć lata nie widziałeś nadal kochać nie przestałeś. Teraz leżysz na plecach, spoglądasz na błękitne niebo, serce dotyka serca, nie ma szczęścia, nie ma pecha,nikt się nie złości, nikt nie docieka.



Jestem tego pewna ,

w głębi duszy o tym wiem ,
że gdzieś na szczycie góry,
wszyscy razem spotkamy się.
Mimo świata który 
kocha i rani nas dzień w dzień,
gdzieś na szczycie góry 
wszyscy razem spotkamy się.


                                                                            [']

10 lipca 2013

Diabelskie Mosty i piekielnie trudne drogi

Czyli krótka fotorelacja o powrocie do popołudniowych aktywności w skałach. Tym razem z masterem Artmanem i dwójką jego znajomych z KW K-ce udajemy się do Złotego Potoku, a dokładniej na Diabelskie Mosty. Oni na mega syte drogi, a ja mimo dylematu przy pakowaniu na speleo śmiganie po sznurkach, czyli w praktyce poręczowanie tak skały by zawiesić im ekspresy na drogach o wycenie VI.4, VI.5! 




Ale nie samym wspinem człowiek żyje. Okolice Złotego Potoku, to przede wszystkim urokliwa dolina Wiercicy i wiele atrakcji rezerwatu Parkowe, które przywodzą jeszcze wspomnienia z pierwszych wyjazdów, biwaków w pobliskiej bazie ZHP w Janowie :)


Diebelskie Mosty to wysokie, osiągające 15 m bloki skalne porozcinane głębokimi szczelinami leżące na terenie rezerwatu Parkowe. Rezerwat został utworzony w 1957 roku dla zachowania wzgórz wraz z fragmentami doliny Wiercicy, a także form skalnych i starodrzewia. 



Jest to urocze miejsce, położone tuż przy Złotym Potoku, gdzie w bliskiej od siebie odległości można odwiedzić Pustynię Siedlecką, wapienne ostańce nie wiedzieć skąd nawiązujące w legendach do Twardowskiego, czyli rzeczone Diabelskie Mosty oraz Bramę Twardowskiego, źródła Zygmunta – czyli ogromne wywierzysko wypływające z 10 szczelin, jaskinię Ostrężnik oraz Grotę Niedźwiedzią. Wszystko połączone jest bądź ścieżką dydaktyczną, bądź czerwonym szlakiem „Orlich Gniazd”, w końce też żółtym – Zamonitu. W Złotym Potoku znajduje się również znana pstrągarnia, gdzie po spacerach, wspinie, rowerze, bieganiu można zjeść pyszną, świeżutką rybę ze znajdującego się nieopodal stawu.



Diabelskie Mosty nazwane zostały tak przez Zygmunta Krasińskiego. Hrabia Krasiński nakazał wybudowanie pomiędzy wierzchołkami skał wiszących mostków. Przetrwały one do lat 60. XX w. To ciekawe miejsce wiąże się z pewną legendą. Według niej w te skalne szczeliny wpadł diabeł i zaklinował się w nich, wypatrując Twardowskiego na księżycu. Jedna z wewnętrznych skał przypomina kształtem głowę diabła. Aby nie wpaść z powrotem, diabeł wyczarował na szczycie skał mosty. Legalny wspin jest tutaj możliwy od 2011 roku. I mimo wszystko, pomimo sporego zagęszczenia trudnych dróg – VI.4 i wyżej i wyżej znajduje się tu kilka dróg znajdujących się w zasięgu przeciętnego wspinacza :)


1 lipca 2013

rowerowe love - czyli rower holenderski

Rower miejski. Wygodny, szybki, niezastąpiony, niezawodny - nie stoi w korku, podwyższa poziom endorfin rano w drodze do pracy. Doskonały na przejażdżki terenowe po mieście, czytaj w Dąbrowie mamy cztery piękne jeziora, o które można zahaczyc w drodze do, albo z, jak i podjazd na popołudniowe spotkanie na mieście, idealny na sukienki, spódnice, spodnie i spodenki... trampki, sandały, buty na obcasie. Po prostu-rowerowe love.