31 sierpnia 2010

Gibraltar - pionowy raj

Ostatni tydzien pracowalam mozna powiedziec bez przerwy. To to, o czym pisalam... sierpien w nadmorskim mozna by rzec kurorcie. Wypoczywaja tylko Ci co sa na wakacjach (choc czy w polgodzinnych korkach by wyjechac z Tarify na najpiekniejsze okoliczne plaze mozna wypoczywac?)... dla tych, ktorzy pracuja ten okres to pieklo. I takie pieklo zaserwowano mi w zeszlym tygodniu. Bagatela 70 godzin pracy w zaledwie 6 dni. Ale koniec koncow efekt niedzieli - dnia kompletnie wolnego doladowal mi baterie na full! Dzien wolny, ekipa - cel - Gibraltar. I mozna by powiedziec, ze historia sie powtarza, bo juz rok temu bylam tam ale okazuje sie ze niekiedy te same miejsca mozna zwiedzic w dwa zupenie odmienne sposoby. Tym razem nastawiamy sie na wypad niezwykle aktywny... szkoda tylko ze nieprzytomna wstajac z lozka rano nie wpadlam na to, ze moze pasowaloby pierwszy raz od 4 miesiecy zalozyc normalne buty a nie japonki, jesli wyrusza sie z VXT w... gory!


Na autobus zdazamy na ostatnia chwile. Wpakowujemy sie i podziwiamy piekne widoki roztaczajace sie za oknem. W drodze Tarifa´- La Linea de Concepcion (ostatnie hiszpanskie miasto przed Gibraltarem) autobus pokonuje droge prowadzaca przez gory, gdzie po jednej stronie obserwuje sie wysokie szczyty porosniete srodziemnomorska makkia, gdzie postawione so elektrownie wiatrowe, z drugiej natomiast mniejsze pagory, urokliwe dolinki wyrastajace z morza, z ciesniny. Przy dobrej pogodzie widac stad jak na dloni Maroko, Afryke, przy troche gorszej wjezdza sie w nisko wiszace chmury pedzace ku ladowi. Docieramy do La Linei i kierujemy sie od razu na granice. Nie ma problemu z przekroczeniem jej, mityczne tez sa rzekome 2 godzinne korki przy wjezdzie czy kolejki ludzi. Pokazujemy paszporty czy dowody i juz za kilka sekund jestesmy w Wielkiej Brytanii. Z euforii ladujemy sie do pierwszej czerwonej budki telefonicznej i kazemy sobie robic zdjecia a Elvis kwituje akcje tak - moj pierwszy raz w Wielkiej Brytanii :)


Szturm na perfumerie (strefa bezclowa) z Agatka roztaczamy won perfum nie tylko juz za nami ale i 10 metrow przed nami, szturm na informacje turystyczna, a przynajmniej mapy ktore i tak pogubilismy i koniec koncow szturm na the Rock, czyli ponad 400 metrowa gore wyrastajaca na cyplu, wizytowke Gibraltaru.
Na prowizorycznej mapce zobaczylismy ze jest mozliwosc uderzyc na szczyt przepieknym szlakiem, wijacym sie zakosami po drugiej stronie gory. Tam tez skierowalismy nasze kroki. Zar leje sie z nieba, powietrze wydaje sie stac w miejscu, tabliczka ze szlakiem pokazuje 2 godziny drogi i szlak bardzo wymagajacy a my jak na zlosc mamy 1,5 litrowa butelke wypelniona juz tylko do polowy. No ale co... my nie damy rady? I w tym miejscu chce zdementowac pogloski, ze w klapkach chodzic po gorach nie mozna. Jak nie mozna jak mozna i ja jestem tego najswiezszym przykladem? Sciezka wije sie niesamowicie malowniczo nad morzem, od jego powierzchni oddziela nas niezla przepasc, jakby nie patrzec gora the Rock zdaje sie wystrzeliwac wprost z morza, niemalze pionowymi scianami do wysokosci ponad 400 metrow. Droga pnie sie w gore na poczatku trawersujac zbocza i lekko podchodzac po skalne formacje a pozniej juz mocnymi zakosami ucieka w gore po drodze mijajac zapierajace dech w piersiach tarasy widokowe, tunele i schody wykute w skale, groty i jaskinie. Istny raj na ziemi, pierwszy raz od tylu miesiecy w Hiszpanii nie widze ludzi... jest cicho, dziko i blogo. W koncu!

W znacznie krotszym niz przewidywany czas stajemy na szczycie i zaczyna sie... fotografowanie wszechobecnych malp, latanie po grani, zwisanie glowa nad przepascia (nigdy z tego nie wyrosniemy), stawanie na rekach a nawet i glowie.


Pierwsze litry nabytej na gorze substancji plynnej wlewamy w siebie na jednym oddechu, zaklejamy sie bula z serem roqueford oraz suszonymi daktylami idebatujemy na temat dziwnych polaczen smakowych - wiecie jak pyszne sa suszone daktyle zawiniete w bekon albo jamon serrano? Mniam, palce lizac! Po eksploracji szczytu ruszamy do miasta, droga jest dluga, slonce juz dostatecznie nam przygrzalo wiec zaczyna sie czesc artystyczna - spiewamy wszystko - pòczawszy od ACDC a skonczywszy na Rocie (Konopnickiej - info dla Agatki ;)... Na dole jeszcze turbo zwiedzanie, bieganie po pasie startowym tutejszego lotniska. (Fenomen! Gibraltar jest tak maly, ze jedyne lotnisko jakie mogli zrobic, zrobili tuz za granica. Jego pas startowy przecina glowna droge. Na skrzyzowaniu drogowo-lotniczym normalnie ustawione sa semafory i oczywiscie pierwszenstwo przejazdu, podejrzewam, ma samolot :)


Do Tarify dojezdzamy wykonczeni, a moze tylko ja... cala droge przesypiam a kiedy wyciagaja mnie z autobusu na dworcu w centrum naszej wioski probuje zebrac mysli w jedna calosc - gdzie ja jestem, co ja tu robie, skad wzieli sie oni? :)

30 sierpnia 2010

VXT ya esta en Tarifa!

VXT czyli taka nasza mala, wielka nieformalna grupa, ktora utworzylismy juz - ho, ho mozna powiedziec lata temu! VXT stal sie juz swoista marka, promowana na calym swiecie, na przydroznych slupach, miejskich murach i murkach, lawkach szkolnych (jak jeszcze do tej szkoly chodzilismy! :) Elvis Extreme Team to generalnie my, wszystko co robimy, wszystkie madre i niemadre pomysly wrzucone do jednego worka i opieczetowane trzema magicznymi literkami - V, X i T :)

viene la delegacion de Polonia



Przybyli! Wlaściwie nie do końca wiadome było kto to będzie. Miał przyjechać Elvis z obstawą. Jedyną pewną rzeczą było to, że ich znam. Zatem zaczełam kminić, wykminiać - nikt na szczęście się nie wsypał wcześniej, więc zagadka rozwiązała się dopiero na lotnisku. Delegacja z Polski do Hiszpani w składzie Habredziakowie i Elvis :) A na nich właśnie padły moje podejrzenia. Jak się dowiedziałam, plan przyjazdu powstał już dawno temu, w tak zwanym międzyczasie uległ kilukrotnie zmianie, łącznie z kupowaniem Elvisowi powrotnego biletu w ostatniej chwili, bo jak stwierdził musiał wykorzystać przymusowy urlop wiec co ma w domu siedziec :)
No ale cóż... już są, cieszę się strasznie! Ludzie, którzy są mi bardzo bliscy, którzy mogą poznać i zasmakować mojego życia tutaj, którzy są zauroczeni tym skrawkiem świata i ta swoja pozytywna energie przekazuja rowniez i mi. Od samego poczatku Elvis bardzo skrupulatnie prowadzi swoj blog , do czasu kiedy i jego dopadnie manana! :) Zainteresowanych odsylam do lektury, zeby nie bylo tylko ze jestem leniwa i nie chce mi sie pisac! :) Zatem amigos - bienvenido a Espana!

12 sierpnia 2010

Agosto

Wiem, wiem.... mialam pisac, zbieralam sie do tego i co... i wielki Klops! W tym mijescu pozdrowienia dla mojego Klopsika :) Zabraklo motywacji, zdjec (bo aparat to juz nie mam pojecia gdzie jest, mieszkajac tu spowszednialo wszystko i zapomnialam ze to co dla mnie jest monotonna codziennoscia kogos moze inspirowac i interesowac)... zatem zdjec brak. Ale glownie ostatnio narzekam na brak czasu - juz nawet odejmuje sobie godziny ze snu zeby zdarzyc ze wszytskim na czas, spotkac tych ktorych mam spotkac, zrobic rzeczy ktore mam do zrobienia, zjesc co mam do zjedzenia, wybiegac tyle ile mam wybiegac i wyjezdzic co jest do wyjezdzenia. A oprocz tego uroki sierpnia czyli wszyscy na raz zdaja sie miec urlop i na swoja wakacyjna destynacje wybierac poludnie Hiszpanii. Na miescie roi sie od ludzi. Wyniesienie smieci (to czego sie obawialam na samym poczatku kiedy zaczelismy mieszkac w ¨starym miescie¨) kosztuje nas 10 minutowe przebicie sie przez tlum do najblizszego kontenera. Slonce grzeje niemilosiernie, upaly, na przemian levante urywajacy niemalze glowy i poniente lekko orzezwiajacy swoja morska bryza. Praca,praca i jeszcze raz praca - czyli oprocz sklepu zwiekszona ilosc godzin z mojej knajpce i tak koniec koncow sypiam po 4 godziny i nie ogarniam juz nic, nie mowiac o pisaniu bloga. No ale jak to sie mowi kazda wymowka dobra wiec juz sie nie wymawiam :) Jak bede miec chwilke skrobne cos, obiecuje. Moze jak tak na forum obiecam to szybciej sie zbiore :) Pozdrowienia dla wszystkich i gorace buziaki!